Poczet chamów (nie)polskich sporządzony przez viceMatejkę na rozkaz reżimu kaczystowskiego i podziemnej floty jego
Poczet chamów (nie)polskich sporządzony przez viceMatejkę na rozkaz reżimu kaczystowskiego i podziemnej floty jego
Wilk Miejski Wilk Miejski
371
BLOG

Parada fornali w maglu - geneza i objawy „wszawicy obyczajów” nad Wisłą

Wilk Miejski Wilk Miejski Społeczeństwo Obserwuj notkę 3



"Uczyła mnie mama, bym się nie bał chama,

Bo cham, jak to cham, boi się sam!"

Jan Tadeusz Stanisławski

 

W dzi­siej­szych cza­sach za dob­re ser­ce ot­rzy­muje­my drwinę,

za cham­stwo i pos­po­litość ap­lauz tłumu. 

Z Internetu

 

Dedykuję ten moralitet wszystkim odmianom chamstwa nad Wisła, producentom odchodów semantycznych na forach internetowych, szczekaczom telewizyjnym, ulicznym KODchodom, politycznym fornalom, kulturystom fekalii ideowych, zwanych marksizm kulturowy i cały nadwiślański etos fornalski, niech imię ich będzie – MENTALNY SMRÓD! HOWGH!

 

Uwolniony od “Sowieckiego niedźwiedzia”, lecz animowany przez “etos Kaczora Donalda”, czyli kult barwnego szmatławca (tabloida), hamburgera, dziary i kolczyka w nosie, brutalności i cwaniactwa, lansowany już przez dziecięce kreskówki i gry komputerowe, a także większość amerykańskich filmów akcji i gier komputerowych, obywatel nadwiślański jest sterowany ku duchowej nicości. Leci, jak pszczoła do miodu, jak mucha do łajna ku naiwnie roszczeniowej postawie wobec rzeczywistości, gdzie wielki „wysyp gadżetów” kreuje wielki na nie apetyt i wielką ślepotę na rzeczy ISTOTNE. A jednocześnie rodzi się frustracja z powodu niemożności posiadania ich wszystkich, bo nie ma hajcu (z grypsery), a posiadania tego, co ma sąsiad, kolega z wojska, czy koleżanka z pracy, to materialne bycie "trendy", to jest kryterium nowej, naskórkowej ludzkiej wartości, a w przypadku nie zrealizowania owego postulatu - powoduje zaostrzenie się frustracji, postawy roszczeniowej i wzrost natężenia osobistego chamstwa, a więc traktowanie każdego człowieka, jako przeszkody w drodze do nagarniania pod siebie „zwałów materii”, tak…

I tak, “wyprany mózgowo” i rozpalony w żądzy posiadania gadżetów, uprawiania „lansu”, „jebania gostków na forach”, palenia grilli na balkonach, rzucania mięsa na ruszta i semantycznego z gęb plugawych, także nabywania atrybutów "trendy", czyli ciuchów, sikorów (zegarki) i butów, ów (pseudo)człowiek ery postkomunistycznej staje się spreparowaną mentalnie, bezrefleksyjną, schamiałą marionetką i destruktorem życia społecznego. Nie myśli o dobru wspólnym, ale egolsko łaknie posiadania i "wyróżniania się", kocha "lans", kocha jak chomik, gromadzić substancję, bezwartościowe jej zwały, które są jedynym dowodem na jego istnienie w ziemskim ZOO. Lecz w obliczu cywilizacyjnego zapóźnienia, ekonomicznej blokady możliwości pozytywnej realizacji płaskich, materialistycznych apetytów, chamstwo rozgrzane przez materialny niedosyt, przez chciwe i bolesna gapienia się na „witrynę Zachodu”, o ironio, staje się buntem wobec tego stanu rzeczy, butem kiboli przeciw systemowi, ubranym przez narodowców w szaty patriotyzmu, co szkodzi tej idei, bowiem to tylko bezmyślna złość na „zły system”, podobnie jak w sytuacji, kiedy „git człowiek” z powagą jebał komunę, a także pitbul kąsa tresera, jak uwolniony z butelki Dżin atakuje nieostrożnego czarnoksiężnika…

 Kto był za "komuny" w pierdlu (za przekonania polityczne, nie za „dziesionę, czy pajęczynę”), wie o czym mówię, bo mówię o tym, że git-ludzie mniemali, że są "antykomunistami", bowiem "jebali komunę", co ich, kryminalistów wsadzała za kraty, a więc nas, politycznych traktowali naiwnie, acz solennie, jako braci, "antykomuchów". Ale oni, gitowcy, w swej nieświadomości, także budowali komunę, gardzili naturalnymi więzami społecznymi, katowali odmawiających grypsowania (tak się łamało na zamówienie SB kandydatów na TW zamkniętych w aresztach), a my, świadomi patrioci (a było ich trochę, choć okrągły stół dokonał weryfikacji "listy obecności", skurwił mentalnych mydłków), chcieliśmy odbudować społeczeństwo obywatelskie i rozwalić komunę, spuścić ja w klozecie historii, a stało się inaczej! Wyszło na to że establiszment komuszy był przebiegłym kreatorem przemiany PRL w III RP, zaś „solidaruchy okrągłostołowe” jeno kukiełkami w ich spektaklu, sami niosący w darze „grubą kreskę” i „Jaruzela, psa moskiewskiego, na prezydenta”, a także uwłaszczali się, wspólnie z SBkami, razwiedzczykami i aparatczykami na majątku narodowym wypracowanym niewolniczo przesz obywateli, PRL, nam na pohybel, ale IM na wieczny stygmat zdrady, pysk chama, infamię, tak...

A teraz powrót do "adremu". To właśnie ONI, ten komuszo-lokajski przekładaniec polityczny III RP jest mecenasem i „twórczym ogrodnikiem” ogrodu chamstwa, zagonu mentalnego zbydlęcenia nad Wisła! Nic nie znaczy też pozorny postęp cywilizacyjny i odczuwalne znormalnienie mechanizmów życia politycznego (jedynie w kontekście do komunistycznego totalitaryzmu, bowiem III RP realizuje testament nieboszczki PZPR z "jewropejską" etykietką) i ekonomicznego, tego częściowego usunięcia męczących, komunistycznych absurdów i poczucia zagrożenia obywatela bezprawiem państwowym czasów komuny. Zauważmy także, że tzw. dobra zmiana ma dobre zamiary, deklaruje reformy, odkłamuje historię, ale to jeno "ornamentyka", bowiem na rewolucję, spuszczenie całej zakulisowej struktury postkomuszej w "klozecie historii" nie mają szans, ktoś "ma na nich kwity", ktoś sypie im piasek w tryby, to oczywiste. A KTO TO? To cały "legion", zło zorganizowane, oparte o domowe archiwa a la Jaruzel i Kiszczak (jest ich zapewne jeszcze kilkadziesiąt!), a więc scena polityczna ma swe kulisy, posępne kulisy, czasem wychodzi z nich "seryjny samobójca", zawsze incognito. Polskę oplotła pajęczyna mafii specsłużbowo-biznesowej, silnej, mającej międzynarodowe zaplecze, na razie nie do "wyjęcia", a jak wychowa nowe kadry, lepiej niż zastępy zjadaczy chleba swe dzieci, zapewne na długo zapuści korzenie, bardzo długo...

Ten stan rzeczy, zewnętrzny teatrzyk i zdyscyplinowane, bandycko-biznesowe kulisy, mają jeszcze swą "stołówkę przyzakładową", czyli wybieg ogólnospołecznego "pogłowia konsumentów", programowo zawiniętych przez "świstaki medialnej socjotechniki" w sreberka chamskiej i egolskiej "samotności w tłumie", całkowitej społecznej dezintegracji, stanu mentalnego szczurów żyjących w stłoczeniu... Ten stan rzeczy gwarantuje jedynie pewien, bardziej wyraźny niż w Bułgarii czy Rumunii, wzrost materialnej jakości naszego życia, ale nie jego duchowych i wolnościowych aspiracji, o nie! Obywatel umarł, narodził się konsument, który sfrustrowany niskim poziomem owej konsumpcji, nie kombinuje, aby ograć rzeczywistość, jak za komuny, ale z nienawiścią kąsa rywala-konsumenta, co sprowadza życie społeczne do darwinowskiego spektaklu "kłów i pazurów". To nie jest przypadek, to strategia! Niestety, poetyka chamstwa traktowana jest, przez "masy ludowe" jako akceptowana codzienność życia w III Rzeczypospolitej, zagrodzie państwowej fornalsko-ubeckiej, to mniejsze zło, niż kolejka po lodówkę, papier toaletowy i paszport. Przeto jawić się może, jako sceneria “Raju odzyskanego”, zwłaszcza, że pod dostatkiem elektroniki, mebli, kiełbasy i rzeczonego papieru toaletowego, no i piwa, co tryumfalnie uryną wypływa! Podczas demonstracji antykomunistycznych słyszało się przecież hasła: “chcemy chleba, chcemy mięsa, niech nam żyje Lech Wałęsa”, a chociażby takie, na ten i tamten przykład: “żądamy odkłamania historii, życia w prawdzie i godności”, „komuna morduje, także dusze”, „Polska, to Duch i Czyn”, były marginalne. Masy ludowe są proste i oczywiste w swych oczekiwaniach, sterowalne, a historię zmieniają szaleńcy, "zawodowcy" i nonkomformiści, co mogą "walczyć o wolność o suchym chlebie"...

Chamstwo jest formą, zwyrodniałą formą wolności osobistej, wolności ekspresji słownej i wolności od “ucisku przestarzałych, oldskulowych norm społecznych”, od obyczajowego "passe", od kanonu człowieczeństwa. To wolność do bycia „ludzkim animalsem”, szkodnikiem i destruktorem ładu społecznego. A przecież o to właśnie chodzi potomkom fornali i lumpenproletariatu rządzącym nad Wisłą w "unijnych stringach i z brukselską podpaską". Im ludzka trzoda potrzebna jest, jak drzewom woda! Tedy będący “na topie”, albo "trendy", czyli kopiujący styl myślenia i wysławiania się “chama medialnego i publicznego”, współczesny "bloger fekalny" i zaczadzony KODchód uliczny, czy szczekający, jak burek na łańcuchu u "pona" na służbie taki ORP, czyli Otumaniony Ryczący Parobek, smętny wykształciuch, sfrustrowany magister orientalistyki, także licealny i podwórkowy wyrostek i papużka, owe zera mentalne, czują się dowartościowani, wręcz wyniesieni ponad ogół pokolenia "frajerów" i “zgredów”, jeśli publicznie i środowiskowo określają przez "ekskrementy semantyczne" swą tożsamość. Dają do zrozumienia swym chamstwem słownym i prymitywem umysłowym skopiowanym z ekranu telewizora i komputera, że są nowym, "wyzwolonym" pokoleniem “na luzie”, że ich chamstwo jest zerwaniem "okowów konwenansu", frajerstwa ciemnogrodu, dyktatury kaczystowskiej, tak...

Przecież oni wiedzą jak żyć, czyli bawić się w rytmie techno, rozbijać wiaty tramwajowe, kopać emerytów, bo to "zajebiste" i zabijać dla zabawy, bowiem to "beka" dla kopiących leżącego dla wieszającego psa czy nawet podpalającego bezdomnego. Wszystkim chamom, starym i młodym, komuszym i bezdusznym - chuj w serce, tak kolokwialnie! Jednak ten stan rzeczy nie niepokoi polityków, ksiomdzów i policji, bo przecież to właśnie na tej ludzkiej, zdurniałej trzodzie opiera się bezkarnie polityczne, ideologiczne, propagandowe tumanienie, hochsztaplerstwo i pretekst dla rozbudowy policyjnej inwigilacji i walki z złodziejami batonów w marketach, a nie z paraliżującą życie społeczne dżumą chamstwa! Państwo zawsze rozrasta się tam, gdzie pleni się bezrozumna, "zbydzlęciała trzoda", zaś zdrowy zmysł obywatelski i organizowanie się dla sygnalizowania i egzekwowania swych potrzeb życiowych nieuchronnie  obumiera w patologicznej społeczności, bowiem ta robi się zastraszona i zatomizowana (bardziej niż za komuny). Pamiętajmy o tej prawidłowości - każda patologia społeczna, każda forma społecznej dezintegracji wspiera potęgę i bezkarność państwa. Państwa Molocha, nie opiekuna, usługodawcy! Dlatego też schamiałe i “darwinowskie” społeczeństwo nigdy nie będzie stawiało wymagań państwu, aby było spółdzielnią usługową dla obywatela, a samo nie będzie ludzką wspólnotą, zorganizowaną i świadomą celów i potrzeb, tylko zwyczajną trzodą animalną, a cieszyć je będzie dostępność piwa, „dup w agencjach towarzyskich”, czyli burdelach, meczów futbolowych, dyskotek, iPodów, tabletów, pornografii i magia herosów “telewizyjnej szopki”!

Lecz to właśnie ewidentny brak kultury umysłowej i publicznych manier polskiej sceny politycznej, jest sygnałem, że w kraju obyczaje kształtowane są wedle biblijnej maksymy: “jako na górze, tak i na dole”. Język podsłuchanych rozmów urzędników państwowych najwyższego szczebla, tych ze stajni „cinkciarzy” (PO) i „chłopomanów dekoracyjnych” (PSL) i "topowych" biznesmenów ma zwyrodniały, knajacki charakter, jest wyrazem ich mentalnego prymitywu, psychopatycznego egoizmu i moralnej marności, w czym nie różnią się od stada blokersów, kiboli czy mafijnej sitwy, zatem jako ludzie mogą być śmiało zdefiniowani jako "element społecznej patologii", jako „ludzki poślad” (nie mówiąc już łagodnie o „gorszym sorcie”), ale o ironio, to oni nami rządzą, lub są w „totalnej opozycji” czyli rokoszu chamstwa wobec reform „ministrantów”! Pamiętajmy, iż współczesna klasa polityczna nad Wisła, postkomusza i solidarusza, to potomkowie transplantowanej do miast ludności wiejskiej i miejskiego proletariatu, ludzi nierozgarniętych (bez pogardy dla człowieka, szacując stan wyposażenia umysłowego), często analfabetów, klasycznych fornali w nowym, komuszym folwarku, bowiem duet totalitarny, nazistowsko-sowiecki dokonał zbrodniczej anihilacji POLSKIEJ INTELIGENCJI! Chamstwo, zatem nie spędza snu z powiek sternikom “narodowej nawy”, ale jest stylem życia budującym poczucie “jedności narodowej”, czyli wspólnego stylu życia bywalców sfer rządowych, nocnych klubów, rautów hotelowych, dyskotek i melin. Pojęcie narodowej elity jest dziś pustym słowem i nieporozumieniem, a rządzenie i tworzenie ładu społecznego, nie podparte jest kulturą umysłową pseudoelit, jest budowaniem „koralu dla ludzkiego bydła” nad głowami obywateli, nawet tych, co znają swe prawa i obowiązki ich to szczególnie upokarzając!

Chamstwo, zatem staje się paradoksalnie rzeczywistością, a leninowskie hasło: "władza w ręce ludu", tak, właśnie ludu, nie inteligencji, z historyczna tradycją, klasą mentalną i kodeksem moralnym, ale ten „lud miast i WSI”, najgorszej proweniencji, schamiałego, brutalnego, niemoralnego, resortowego chowu, rządzi nami, o zgrozo! Upadek autorytetów moralnych i brak kwalifikacji merytorycznych u polityków sprawia, iż państwo jest niekontrolowanym nowotworem ( a może "istnieje tylko teoretycznie", co?), kpiącym z potrzeb obywatela i nie dbającym o powszechny rozwój kultury i opieki społecznej, tylko o portfele swoich urzędników. Polityka nad Wisłą, to polityczna szopka, gra tzw. problemów zastępczych, zaczepno-rewanżystowska, chamska i bezproduktywna „napierdalanka partyjna”, miast zarządzania kwestiami ekonomii, bezpieczeństwa i prestiżu państwa, ot co! A więc w tych okolicznościach, owo uprawianie „polityki zastępczej”, szopki dla „trzody animalnej”, farsa rodem z magla, owi „kulturyści polityki”, aby zachować swe status quo,  aby zapewnić sobie aprobatę i wsparcie dla swego stylu rządzenia, miast rozumnych obywateli, preferują rzesze otumanionych chamów!

Umysłowe skundlenie i prostackie cwaniactwo w "urządzaniu się" poprzez władzę sprawiają, że dzięki przekazowi mediów w oczach rozumnej części społeczeństwa uprawianie polityki jest jawną, bezczelną i bezideową egzystencją pasożytniczą, jest zawodowym, bezczelnym, często przestępczym, obsadzanie synekur, ustawianiem pociotow i resortowych dzieci. Ów brak elementarnych wartości i interesu społecznego w działaniu aktualnej generacji polityków, czyli "elyt" komuszego chowu, skutkuje fatalną sytuacją międzynarodową, uprzedmiotowieniem polityczny „N-tej”RP, a ich miernota i egoizm sprowadza nasz kraj do roli atrapy państwowej podlegającej bezwolnie wpływom obcych interesów. Ważniejsze są chamskie przepychanki partyjniackie, a nie wypracowanie wspólnego interesu Polski i spójna polityka wewnętrzna i zagraniczna, a to już nosi cechy zaniechania działania w interesie państwa i jego obywateli, a nawet ZDRADY! Poziom życia umysłowego władzy i obyczaje polskiego społeczeństwa wydadzą za jakiś czas owoc w postaci redukcji naszego kraju do roli półkolonii, kondominium, rezerwuaru taniej siły roboczej i konsumentów “cywilizacyjnego łajna” produkowanego przez wielkie koncerny dla zysku i na pohybel człowiekowi. Bo każde następne pokolenie, wyprane z norm kultury i obyczaju, będzie już tylko stadem zombie...

Ludzkie zachowania regulują dwa rodzaje kodeksów, a więc dwie sfery postrzegania rzeczywistości: wstyd i strach. Jeśli człowiek posiada wewnętrzny imperatyw etyczny, indywidualny światopogląd i poczucie odpowiedzialności za ten obszar świata, w którym ma realną szansę na skuteczne, etyczne działanie, to wtedy wszelkie uchybienia, zaniechania i nieprawości sygnalizuje mu czujnik poczucia wstydu. Natomiast jeśli jest się z własnej woli dwunożnym statywem do obnoszenia przewodu pokarmowego, to wtedy wszelkie zachowania społecznie akceptowalne i wartościowe etycznie wymuszane są strachem. Niestety chamstwo nie jest w naszych realiach społecznych ścigane policyjnie, ani nie tępione prawnie (bowiem kasta prawnicza, to bastion komuszego chamstwa!), czy na zasadzie odruchów społecznej samoobrony, tak, więc krzewi się bujnie jak chwasty na gnoju! Oczekiwanie jednak, że powstrzyma je nagle rozbudzony rozumny odruch obywatelskiej samoobrony jest tak prawdopodobne, jak obfity zbiór bananów na Grenlandii. Potrzebna jest tu publiczna edukacjai paraca nad wyposażeniem mentalnym dziecka w rodzinie. I to także w formie społecznego ośmieszenia chamstwa, jako ułomnej i godnej pogardy kreacji ludzkiej! Dopóki filmowy cham i zbir będzie bohaterem mas, ulica bezmyślnie będzie kopiować obyczaje idola-bydlaka. I niczego nie wskóra tu religijne i szkolne moralizatorstwo belfrów i ksiomdzów, które nie dotyka istoty rzeczy, lecz jest nadętym, jałowym straszakiem dla młodocianych chamów, którzy czując bezkarność, kreują swe życie na obraz i podobieństwo bandyckiego “bohatera”. Taki idol, wzór osobowy, który wypiera z ekranu inne ludzkie kreacje życiowe. A o owocach owej kreacji właśnie ta rozprawka!

Do niedawna, do czasów lat 60. XX wieku nad Wisłą, chamskie zachowanie, a więc plugawy język, strategia oszustwa, nierzetelność, tępa agresywność, brak szacunku dla słabszych i ułomnych, pogarda dla wyższych aspiracji życiowych, było czynnikiem dyskwalifikującym towarzysko, wzbudzającym politowanie i pogardę, odsuwającym na “margines społeczny”. Tak, więc ongiś istniał rzeczywisty społeczny margines dla istot, które były ludźmi jedynie z powodu anatomicznego wyposażenia. Dziś sfera chamstwa nie jest już zjawiskiem marginalnym, lecz centralnym i powszechnym, a bycie chamem jest w “dobrym tonie”. W krajach tradycyjnie demokratycznych chamstwo jest społecznie i prawnie marginalizowane, a normalny człowiek nie styka się na co dzień ze sferą, gdzie kodeksem życia jest zwierzęcy spryt, darwinowska brutalność, czyli programowe schamienie obyczajów. W realiach III RP chamstwo było wszędzie i przyjmowało formę narzuconego przez agresywną mniejszość, styl życia ulicy i owej tzw. "elyty" władzy rodem z czworaków i warstwy społecznie zdegradowanej. Zatem rządzących, bezrobotnych i leserów, genetycznie z "jednego pnia", owej nachalnej większości “nowego, wspaniałego stylu życia”, obowiązującego jak to się pięknie definiuje - demokratycznie w sferach rządowych, młodzieżowych, akademickich, sądowych i meliniarskich, jako nowa forma “jedności narodu”. Dziś powszechna, bezczelna "toksyczna semiosfera", rezerwuar mentalnych fekalii, otacza nas ze wszech stron, realnie i medialnie, skaża życie, powoduje kulturową degradację narodu, poprzez „gnijącą głowę” ryby narodowej klęski …

W realiach tzw. dobrej zmiany nic się nie zmieniło, choć się starają, zapewne maja dobre chęci, ale przypominam – dobrymi chęciami piekło wybrukowane! Zatem język polityki, jest podrasowanym językiem rynsztoka! Wystarczy się przysłuchać telewizyjnym „sabatom” podczas których „dyskutują” ze sobą polityczni adwersarze. Jednak to nie anonsowana dyskusja, a jarmarczne zakrzykiwanie, wchodzenie w słowo, emocjonalne argumentowanie ad personam, obraz intelektualnej nędzy i rozpaczy rodem z magla! I to nic, że „sfrustrowana totalne opozycja” kłamie i za cenę zdrady walczy o odzyskanie władzy, albowiem strona rządząca daje się sprowadzić „do parteru” i toczy się bój na inwektywy, a nie merytoryczna dyskusja. To obraz wspomnianej nędzy i rozpaczy mentalnej polityków, pysk chama, co pluje na nas medialnie!

Tak, więc człowiek, który przeklina bez potrzeby, bezmyślnie i rutynowo zanieczyszcza swój język i umysł, karmi się nienawiścią, jak kałem fast-foodów, dewastuje fizycznie i metalnie otoczenie społeczne, zatruwa obszar publiczny "odchodem semiotycznym", a traktuje oszustwo, jako strategię życiową lub kradnie “zawodowo”, uprawia wszelkie formy cwaniactwa i ma elementarz kultury “w dupie”, jest dziś “królem życia”! Jest “równiachą”, “na topie”, bo sra na elementarz ludzkich wartości, którego wyznawcami są, wedle jego filozofii, tylko "naiwni i frajerzy", tacy pracujący "za 6. tysięcy", tak. Jest, więc w swym bezmyślnym i żałosnym mniemaniu, dzieckiem swoich czasów, choć de facto jest tylko nędznym bękartem! Chamstwo, to wielka, bezideowa religia ludzkiej trzody, gdzie poczucie bezkarności i kpina z dawnych wartości, daje jej poczucie mocy i dziejowej racji, poczucie powszechnej zgody na ich bydlęce panoszenie się i skażanie atmosfery społecznej chamskim odorem…

Zaś każdy, kto nie uprawia owego rytuału knajacko-raperskiego, gitowskiego, jest śmiesznym “frajerem”, lub “dupkiem”, nie umiejącym odnaleźć się właściwie w “wesołym miasteczku” czasów współczesnych. Dlatego też “moda na chamstwo” jest, o ironio, wyrazem głodu społecznego prestiżu, bo lepiej zaistnieć jako cham i aspołeczny zwyrodnialec, pokazać swój dresiarski, czy KODchodziarski ryj w TV, niż być, zasłużenie, zwykłym zerem. Bo gdy wszystkie wartości zostały cynicznie skompromitowane lub bezradne w starciu z “darwinowską” rzeczywistością, liczą się jedynie “parametry animalne”: agresja, egoizm, bezczelność i zwierzęcy spryt. Bo przecież nie twórca kultury, czy naukowiec, ale pospolity zwyrodnialec i bandzior trafia na pierwsze strony gazet i do serwisów TV! Nastała, więc powszechnie nie “Era Wodnika”, lecz “neokołchoźnika”, w bejzbolówce na łysej glacy, o psim pysku, z tekturą opatrzoną wizerunkiem „strzelby na kaczki” i odzianego w dres, lub podkoszulek z logo „marsz wolności” (od rozumu i godności), wysportowany pacan, by lepiej "laczować", przy "krojeniu", emeryta, lub „wyskrobana” papużka, by zajebiście imprezować, formy owego antropoida kroczącego z “kurwą” na ustach, lub rozpartego, jak kał w jelitach, zawsze z tępą agresją w ptasim móżdżku i zwierzącą powagą na pysku, w kradzionym “Mercedesie” lub na raucie w rosyjskiej lub niemieckiej ambasadzie, tak...

Czy jesteśmy współodpowiedzialni za dyktaturę chamstwa? Tak, bo ciche przyzwolenie, bierność, strach przed ośmieszeniem i sponiewieraniem przez bezkarnego chamszczaka i cynicznego polityka powstrzymują naturalne, społeczne odruchy obronne. Garb wyniesiony z poprzednich czasów, a więc poczucie samotności we wrogim tłumie, brak prawdziwych odruchów ludzkiego solidaryzmu, nie pozwala nam wspólnymi siłami ukręcić łba hydrze chamstwa. Niestety, także bierna postawa rodziców w wychowaniu młodzieży ku wartościom i aspiracjom moralnym i intelektualnym, a nie puszczeniu “na żywioł”, czyli oddaniu w sferę oddziaływania negatywnych wzorów obyczajów “bydląt ludzkich” lansowanych poprzez kulturę masową. Lecz, niestety, sami będąc także “dziećmi” owej “globalnej wioski chamstwa” (nie tylko, jako naród i jego „elyty” jesteśmy schamiali, to ogólnoświatowy trend ludzkiego upodlenia) są oni obojętni, a zatem legalizują przemianę swych dzieci w „nowoczesnych chamów”. Zaś ci, którzy chronią swe dzieci przed schamieniem umysłowym boją się w sytuacjach publicznych przeciwstawić się chamstwu, boją zadzierać z chamem, bo ten ma argumenty „nie do odrzucenia”, czasem powalające! „Wszystkie dzieci są nasze”, to wielce popularny slogan, a więc także te schamiałe, których się boimy i umywamy ze strachu ręce wobec ich koślawego życia. Walczyć ze złem, czy tylko nie dać się mu podeptać, oto dylemat. Ale należeć powinien on do sfery najbardziej żywotnych dylematów ludzkiej egzystencji pod słońcem tej ziemi!

Jest prawidłowością, że ludzie zawsze boją się dyktatury, dopóki jej nie obalą. Boją się, lub wstydzą kontestować głośno zjawiska wynaturzone, które zmowa milczenia legalizuje jako normalne. Lecz życie w środowisku zatrutym schamiałym językiem i zbydlęceniem obyczajów jest dla normalnego człowieka po prostu torturą. Zgoda na życie w “chamskim wychodku” upokarza nas i degraduje. Ten wychodek zbudowali tzw. ludzie z awansu społecznego, hordy plebsu spędzone do miast przez włodarzy komuny w latach 40/50. XX wieku, który to ludzki motłoch, niestety, po zaocznych maturach i kursach na sędziów wojskowych”, stał się, jak tasiemiec w jelitach i szakal na sawannie,  "trzonem" działaczy partyjnych, sądownictwa, dyrekcji przemysłowej, pismackiej redakcji "gadzinówek", milicji i UBecji, zaś ich dzieci stworzyły klasę "wykształciuchów", która do dziś "przyspawana jest do stołków" w szkołach, uczelniach, ministerstwach, sądach i palestrze. Musimy przyjąć to do wiadomości, „przełknąć tą żabę”! Bowiem rządzą nami, także rządzić przeszkadzają, także wspólnie jako POPiS uprawiają „poltykę zastępczą”, właśnie ludzie o wykształceniu zawodowym, specjaliści, debile moralni i humaniści na poziomie troglodyty, czyli "przetwarzacze słusznej informacji", budowniczowie układów partyjnych, klanów resortowych, zasadnicze pogłowie POjebusów, Nowoczerskiej, KODchodów, obrońców starego ładu, kiedy im "żyło się lepiej", czyli z oszustwa i malwersacji, ot co! To jest sytuacja, którą można zdefiniować, jako postkomusza "ciągłość elyt", cyrk partyjniackiej hucpy, bowiem wystarczą nam, nad Wisłą, wedle ludowego chłopomana dekoracyjnego, ongiś premiera III RP, jeno „elity polityczne, zwłaszcza własnej partii”. Zaś dawni właściciel ziemscy, inteligencja starej daty, to dziś spauperyzowany, pozbawiony głosu publicznego, niestety, margines życie społecznego, o zgrozo i hańbo!

To właśnie owe "elitarne hufce wykształciuchów", w czasach komuny z prostego poczucia awansu społecznego i naiwnej dumy przynależności do "awangardy proletariatu", a w III RP na skutek wiary, bezczelnej i megalomańskiej, wyrosłej z bezczelnej, kłamliwej, antypolskiej "ewangelizacji" naczelnego rabina polskojęzycznej "Gajzety Wybiórczej" sprawiły, iż ta "awangarda chamstwa" wypowiedziała się adekwatnym językiem poznanym z taśm nagranych wywiadowczo podczas "konsumowania ośmiorniczek" w przybytku "Sowa & Co"! Zatem jakie są tego konsekwencje? A no, encyklopedycznie, jak koń, czyli kto ma oczy do patrzenia, widzi! Jesteśmy na łasce i niełasce chamstwa w garniturach i w gabinetach władzy, ale jak długo?

Wygląda na to, że musi, jak w przypadku mojżeszowego 40. letniego chodzenia po pustyni, wymrzeć pokolenie pociotów komuszych i dzieci resortowych, aby na Wisłą zniknęło zaplecze socjalne dla pandemonium chamstwa. I byłaby to rzecz straszna, aby wołanie o wolność życia od chamstwa i bandyckiego wynaturzenia w Polsce wymagało jednostkowych czynów gwałtownych, jak w przypadku aktów desperacji Teda Kaczyńskiego, czy Timothy McBain’a, okrutnie, bo w imię zasady “cel uświęca środki”, wymierzonych w układ banksterski. Zaś u nas zdarzyć by się mogło w walce z "pajęczyną chamstwa i znikczemnienia" (patrz film "Uwikłani" reżysera Bromskiego), w formie krwawego samosądu. Bądźmy mądrzy i aktywni obywatelsko, aby nikt nad Wisła nie walczył z "wszawicą chamstwa", jak owi antybohaterowie z widmem cywilizacyjnej zagłady w kraju Kaczora Donalda i filmowej fikcji! Ale bierne milczenie i powszechna zgoda na codzienność chamstwa byłyby dramatycznym dowodem na to, jak dalece nieświadomi jesteśmy swego zaszczucia i powszechnej nędzy obyczajów. Jak wystarczą nam codzienne, konsumenckie „bawidek”! Jest to zadanie dla wszystkich prawdziwych członków społecznej wspólnoty, obywateli Polski, a nie zasiedleńców, tubylców owego UBEKISTANU. Byliśmy solidarni w sprzeciwie wobec “dyktatury papierowego proletariatu”, komuny, co znacznie przyśpieszyło rozpad systemu komunistycznego, ale nie zadbaliśmy, aby odciąć Hydrze wszystkie łby. Odrodziły się w przebraniu! Bądźmy, więc także solidarni wobec przemocy chamstwa i postkomuszego, fornalskiego urządzenia UBEKISTANU! Odniesie to zapewne podobny skutek, choć nie modlitwy, a petycje i projekty, te obywatelskie, są potrzebne. Lecz każde zaniechanie wobec zła, jest także złem!

Udział w kształtowaniu oblicza świata nie musi być oparty na górnolotnych pryncypiach. Wystarczy, że jest rozumną reakcją na zło w zasięgu naszej ręki, czyli sfery realnych oddziaływań. Nie musimy zakładać paramilitarnych oddziałów strzegących ładu społecznego (choć przy ich pomocy wyrugowano bandytyzm z nowojorskiego metra!), ale nie możemy być bierni. Patrzmy, więc uważnie w koło i miejmy „oczy i  uszy szeroko otwarte”, aby wszelki objawy społecznej patologii, bezkarnego panoszenia się chamstwa i partyjniackiej prywaty, były dla nas żywe i realne, zagrażające naszemu dobrostanowi psychicznemu i poczuciu bezpieczeństwa! Chyba, że chamstwo jest stylem życia należącym do sfery naszych zainteresowań, o zgrozo. Wybór, więc należy do nas, jeśli jeszcze potrafimy mądrze wybierać! Póki jeszcze mamy szansę wyboru, póki chamstwo nie stało się naszą „drugą naturą”. Bo może przyjść taki czas, kiedy dolegliwa choroba przekształci się w formę chroniczną, znośną i oswojoną, a wtedy chamstwo nie będzie już przenikało do różnych sfer, ale będzie wszechobecną “barbarosferą”, "chamozoną", gdzie zjawisko kultury, obyczaju, ogłady społecznej będzie tylko śmieszną, zapomnianą sferą baśniową, jak etos rycerski, kodeks honorowy, czy dobry obyczaj mitem dla “frajerów”...

                                                                       *

Antoni Kozłowski vel Wilk Miejski vel AntoniK

Publicysta, poetą bywa, scenarzysta, satyryk radykalny, performer, fotograf i malarz. Humanista prywatnego sznytu, bez dyplomów, członek SDP. Od lat żyje w osobnej strefie dążenia do ludzkiej prawdy (czym jest Prawda?) poprzez dialog i introspekcję. Niezależny opozycjonista czasów PRL, inwalida po represjach komuszych. Mentalnie krzepki, czynny twórczo, uzależniony od życia, jako bezcennej przygody poznawczej, ale fizycznie - wrak życiowy. Pomimo tego - rasowy Trikster, szyderczo portretujący zło, poszukujący wytrwale dobra w wymiarze prywatnym i Ojczyzny Solidarnej. Patriota i obywatel, gardzi politycznym szambem i aktywnością "replik targowiczan" w starciu z "ministrantami" w spektaklu nad Wisłą. Współzałożyciel stowarzyszenia "Nasz Polski Dom", działającego na rzecz kultury polskiej i wsparcia potrzebujących... I tyle, aż tyle! Resztę pożarły gile, a koszatniczki schowały do piczki, o rety, minarety!

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo