Wilk Miejski Wilk Miejski
508
BLOG

Po socjalistycznym bruku Warszawy potoczyły się imperialistyczne kamienie!

Wilk Miejski Wilk Miejski Muzyka Obserwuj temat Obserwuj notkę 5



...Oni się bali. Przyjechali do komunistycznego kraju, byli bardzo ostrożni i wystraszeni.
Ich opowieści o ubekach ukrywających się za kolumnami w hotelu świadczą o tym,
że czuli się tu bardzo niepewnie. A z drugiej strony hotel był dokładnie
otoczony przez milicję, więc nawet jakby panienki
chciały się do nich dobrać, miałyby z tym kłopot.

...Odpowiadali, że niczego nie pamiętają poza emocjami.
Mówili, że to był taki zastrzyk adrenaliny,
że szczegóły w ogóle im nie utkwiły w pamięci.

...Rzeczą pewną natomiast jest, że cała dokumentacja koncertu,
która była w Pagarcie została zmielona w tym czasie przeobrażeń 1989/90.
Dla kogoś to było wygodne, w końcu tam obracano dewizami
i mogło wyjść na jaw parę ciekawych rzeczy.

opowiadał Marcin Jacobson, pytał Dariusz Szreter, DB 2012



Niedługo minie okrągłe 50 lat od daty pewnego wydarzenia, a więc jest okazja, aby napisać coś o tej rocznicy, zupełnie nie patetycznej, a ważnej, jak różyczka przy kożuchu! Wydarzenie owo widziało ok. 5000 osób, a przyznaje do tego się około 50 tys. czyli 10X więcej, zatem dla wielu jest ono ważne, jak lądowanie na Księżycu, czy Mathiasa Rusta na Placu Czerwonym! Dla mnie też, zwłaszcza, że nie dotyczy to „eksplozji szamba politycznego”, a koncertu muzycznego, zaś jego kontekst polityczny był kabaretem, ale nie posępnym gniotem z PRLowskiej teczki „faktów, wydarzeń, opinii”, a czymś z bajki o „Dzieciach kwiatach” i "Kamieniach otoczakach". Czy powstanie na tą okoliczność film porno-polityczny, spektakl teatralny na Tagance, znaczek okolicznościowy z kamieniem węgielnym, parada weteranów MO na koniach trojańskich, spotkanie fanów kamieni polnych, heppening przed PKINem (toczący się, tekturowy wagon wódki chińskiej), a może tablica pamiątkowa ufundowana przez Psa Szarika na ścianie "Kongrsówki", czy może krawcy polscy uszyją gigantyczną "złotą marynarkę Jaggera" dla Księgi Mormona, nastąpi przemianowanie PKiNu z patronatu Stalina na Jaggera, czy też koncert rekreacyjnego zespołu  metal-polo Behemot z wokalistą Szpakiem upamiętniający to kultowo-kabaretowe wydarzenie, bowiem tak lubujemy się w celebrowaniu rocznic i jubileuszy, a tak często zapominamy o poczuciu humoru, które łagodzi obyczaje i rozjaśnia rozum nasz! Zatem tych, którzy nie pamiętają, zapraszam uprzejmie do dzieła przypomnienia!

Dzień 13 kwietnia 1967 roku, to dzień, który na zawsze pozostanie w pamięci wszystkich polskich miłośników rocka i wszelkich rasowych wolnościowców i kontestatorów szarości i pustki PRL! To właśnie wtedy do Warszawy zawitali The Rolling Stones z Mikem Jaggerem na czele, skandalistą i dyktatorem scenicznej kreacji rockowej! To była też pierwsza trasa koncertowa (poza Warszawą m. in. Paryż, Kolonia, Kopenhaga, Wiedeń, Bolonia, Ateny etc.) zachodniej grupy rockowej,  pierwszy przypadek, kiedy za Żelazną Kurtynę wybrał się rockowy zespół z bloku „zgniłych” państw zachodnich! Lecz to także mit, bowiem już w 1965 roku przyjechał na kilka koncertów do komunistycznej Polski zespól The Animals, a zagrali 18 listopada w Hali Parkowej w Katowicach, także w Poznaniu i Warszawie, gwoli ścisłości faktów historycznych... Jedyny koncert (de facto dwa koncerty jednego dnia) w Bloku Wschodnim w ramach trasy Stonesów odbyły się w Warszawie. Bilety były rozdawane przez wydział kultury PZPR, co wprawiło zespół w osłupienie, ale nie Polaków, ponieważ czerwoni aparatczycy kontrolowali wszelkie zjawiska społeczne i artystyczne w PRL, a więc i w drodze łaski zezwolili na ten „małpi cyrk”, jak zdefiniował to wydarzenie redaktor Lasota w „Pegazie” TVP. Występ Stonesów w Warszawie sfilmowała też Polska Kronika Filmowa. A koncert nie doszedłby do skutku, gdyby nie zabiegi Andrzeja Olechowskiego i Wojciecha Manna, oraz ponoć też wnuczek Władysława Gomułki, fanek zespołu „chłopców toczących się, jak kamienie” z imperialistycznego Łondona...

Z wizyty w Warszawie Stonesi zapamiętali niezbyt dyskretne śledzenie ich przez tajniaków SB. - Chowali się za drzwi, kiedy tylko na nich spoglądaliśmy - wspominał basista, Bill Wyman. Zespół chciał trochę pospacerować po Warszawie, ale natychmiast został zatrzymany przez "czujnych" agentów... Mało tego, konferencja prasowa zespołu nie mogła się odbyć bez łapówki, którą dostała recepcjonistka w hotelu Bristol od przedstawiciela prasowego Stonesów! Pierwszego wieczora poznali też smak polskiej wódki, bowiem ich przewodnikiem był Marek Karewicz, fotograf muzyczny, dziennikarz i animator polskiego jazzu. Ponoć otrzymane za koncert honorarium w postaci „dwóch wagonów wódki”, bo złotówki były nie wymienialne, więc trzeba było w naturze uhonorować rockmenów,  obrosło legendą, ale prawda była taka, że dostali takie oto honorarium: - Pieniądze były z tego żadne - nasze honorarium graniczyło z jałmużną! Ale słyszeliśmy, że młodzież we Wschodnim Bloku zdobywa nasze płyty na czarnym rynku i słucha nas w radio – tak skomentował to Bill Wyman, basista Stonesów. Podobnie sam koncert zespołu był wydarzeniem legendarnym, choć  publiczność dowiedziała się oficjalnie, z anonsów medialnych, o sensacyjnym wydarzeniu na 4 dni przed ich występem w Sali Kongresowej PKINu, ale działał "drugi obiegi informacyjny", tym razem partyjny! Dodajmy, że zespół był supportowany, czyli poprzedzali go na estradzie, przez polskich bigbitowców, „Czerwono–Czarnych”, co dla zespołu było nobilitacją! Tyle mniej znanych ciekawostek…

Kiedy Stonesi wyjechali w kierunku Pałacu Kultury, czekały już na nich tysiące ludzi, fanów w ekstazie, tych bez biletów reglamentowanych w wąskim gronie (Olechowski sprzedał swój bilet, bo był fanem The Animals!), którzy także próbowali sforsować wejście do „Kongresówki”. Ale „waleczna” Milicja Obywatelska wykorzystała dla obrony „wartości socjalistycznych” oddział konny, oraz wozy opancerzone Skot z karabinami maszynowymi na wieżyczkach (!!!), gaz łzawiący i armatki wodne. Zespół The Rolling Stones był zbulwersowany tą „milicyjną rozróbą”, kiedy powiadomili ich o tym obserwujący zamieszki ich agenci artystyczni, trochę różni od TW. A efekt tego był taki, że po koncercie muzycy zabrali z hotelu kilka kartonów płyt i poszli w Warszawę, a gdy tylko widzieli na ulicy grupy młodych ludzi, rozdawali im cenne winyle (a jakie były jeszcze wtedy płyty, pytanie do młodzieży). Rozdali w ten sposób około 100 płyt. A może jest wśród czytelników odbiorca tego cennego daru? A to by było, zapewne materiał na film dokumentalny!

Jednak sowieccy oficjele będący na koncercie w Pałacu Kultury im. Salina nie byli zadowoleni z występu Stonsów i musiało minąć sporo czasu, nim „kamieniarze” zawitali do ZSRR! - Sądzili że nasz show był tak okropny, tak dekadencki, że powiedzieli, że to nigdy nie wydarzy się w Moskwie! - wspominał Mike Jagger. Zatem konkluzja – po co się tam sowieccy czynownicy pchali, wiedzieli, czym to pachnie, wystarczyło wysłać informatorów, płatnych zresztą, a było ich pod dostatkiem… W rezultacie „rockowego skandalu” następny koncert Stonesów odbył się w Polsce dopiero w 1996 roku, już w III RP, w Chorzowie na Stadionie Śląskim

Przypominając to niezwykłe wydarzenie wskazać też trzeba na relację Pana Marcina Jacobsona, krytyka jazzowego, który dotarł do wielu postaci związanych z polskim show businessem tamtych czasów i zebrał ich wspomnienia. Owocem tego jest album "The Rolling Stones. Warszawa 1967". Teraz, więc trochę uzupełniających informacji na temat legendarnego koncertu, także na bazie wspomnianego już źródła wiedzy. Jacy, zatem byli Stonesi, którzy zdecydowali się odwiedzić jedyny kraj komunistyczny? Stonesi w tych samych strojach byli na śniadaniu, na próbie i na koncercie. Polscy dziennikarze i obserwatorzy byli w szoku. Jedni pisali potem, że Stonesi są pragmatyczni i elokwentni, a Mike Jagger podobno wiedział, jakie są średnie zarobki w Polsce! Inni za, zapewne partyjni „kondotierzy intelektualni”, twierdzili, że byli zwykłymi tępakami i niewiele rozumieli z tego, co się dzieje w komunie i czym ona się rożni od Zachodu. A tak naprawdę - nikt Stonesów nie był w stanie do końca zrozumieć, gdyż mówili londyńskim slangiem!

Pan Jacobson dotarł do wielu postaci związanych z polskim show businessem i zebrał wspomnienia, które doskonale uzupełniają wiedzę o tym wyjątkowym koncercie. Na podstawie wypowiedzi Wojciecha Manna, Andrzeja Marca, Zbigniewa Namysłowskiego czy Ryszarda Poznakowskiego (lidera „Czerwono-Czarnych”, klawiszowca) dowiadujemy się, że Stonesi nie grali wybitnie! Ich gitary nie stroiły, ale to nie było istotne, bowiem ważna była energia, którą generował zespól i ich estradowy „luz”. Pan Poznakowski przyznaje, że jego „Czerwono-Czarni” w porównaniu do ekscentrycznych „Angoli”, wyglądali i grali, jak przedszkolaki. Nie byli w stanie pojąć, jak to się stało, że dzieliła ich tak gigantyczna przepaść, bowiem bardzo się starali być zbuntowani i kolorowi! A tu na estradzie „Kongresówki” PEKiNu im. Stalina Jagger szalał, jak szaman podczas zaklinania deszczu, rozbierał się, pożerał kwiaty, straszył i tumanił... Cały polski show business stał z rozdziawionymi ustami, jakby kosmici lądowali i zaserwowali muzykę sfer niebieskich, a może piekielnych? Nawet jazzmani, którzy dotąd kpili z bigbitowców, zmienili zdanie o bagatelizowanym rock'and'rollu, tak więc niebawem Włodek Nahorny nagrał album z Breakout'ami, a Zbyszek Namysłowski z Niemenem, znakomity zresztą longplay „Niemen Enigmatic”, zawierający genialny „Bema pamięci żałobny rapsod” i inne, znakomite, profrockowe songi.


Wspomnienia, to nie wszystko, warto zatem zajrzeć do "medialnych faktów", wycinków prasowych zapowiadających i relacjonujących koncert Stonesów. Tak opisał kreację Mikea Jaggera Krzysztof Teodor Toeplitz w recenzji na łamach tygodnika „Kultura”: „Refrenistą tego zespołu jest facet z lwią grzywą, o twarzy troglodyty, odziany w złotą marynarkę, malinową lejącą się koszulę, szalik nieokreślonej barwy,  lecz pokryty fantazyjnymi wzorami i żółte, niewygodne, obcisłe spodnie. Rusza się, ale jest to rytm nie przypominający niczego znanego dotychczas, (…) nieharmonijny, przetykany jest gęsto momentami zwolnienia, kiedy ruch solisty nawiązuje przejrzyście do tradycji „Madame Artur” znanego paryskiego kabaretu pederastów”. A fee, towarzyszu redaktorze, nie słyszeliście o marksizmie kulturowym i „dumie gejów”, nawet w CIA, a wy towarzyszu nazywacie zjawisko po imieniu, zapominacie o tolerancji wobec miłośników kakao, to tak nie postępowo, no a jakie były pryncypia komunizmu, co? Większość komentarzy jest oczywiście w tonie kpiny, pogardy i wrogości, bo przecież jak mogli komentować „muzyczne wypociny” pseudoartystów ze Zgniłego Zachodu pismacy "Trybuny Ludu", czy "Sztandaru Młodych"? Pan Jacobson wyjaśnia wiele tajemnic i mitów dotyczących tego koncertu. Dlatego, nie mam prawa „informacyjnie wychodzić przed szereg”, zatem zachęcam Państwa, jeno fakultatywnie, do lektury i oględzin rzeczonego albumu…


Kilka kwestii związanych z kulisami koncertu jest do dziś nierozwiązanych i wielce tajemniczych. No bo skąd cała Polska wiedziała o koncercie, skoro do ostatniej chwili był medialnie utajniony? Skąd wiedzieli Czesi, Słowacy, czy Węgrzy? Czyżby partyjne przekazy poczty pantoflowej miały liczne wycieki informacyjne? No bo przecież telefony w prywatnych domach były rzadkością, rozmowy międzymiastowe trzeba było zamawiać na poczcie, a czekać kilka godzin, a nawet dni, na połączenie międzynarodowe! To się nawet filozofom nie śniło, zwłaszcza marksistowskim, a na pewno nie zrozumie tego młodzież współczesna, w swym meinstrimie (nie mam tu na myśli tych wyjątków, ludzi inteligentnych, krytycznych i patriotycznie świadomych, bo tacy też są!), bowiem wierzy święcie, że Gomułka z Chruszczowem, jeśli wiedzą, kim byli owi panowie, rozmawiali prze komórki, zaś prezydenci Kennedy z de Goulle zapewne przez Skype, a matki i ojcowie współczesnych „cieląt” trzymali paszporty w szufladach, siedzieli na czacie, jadali mandarynki i ananasy, a dyskutowali, co kupić na balangę – Grolscha, Carlsberga czy Heinekena, tak na ten i tamten przykład…

Na koniec warto wspomnieć, że liczbę widzów podczas koncertu Stonesów  w Sali Kongresowej szacuje się na 5000 ludzi, zaś oficjalna pojemność tej sali, to 2500 widzów, czyli zdarzył się cud mniemany, ale nie Krakowiacy i Górale, ale „Kamieniarze z Londynu”! Na koniec dodajmy, że Stonesi są czwartym w światowym rankingu zespołem rockowym z największą liczbą sprzedanych wydawnictw muzycznych w historii! Nakład ze sprzedaży wszystkich ich albumów sięgnął sumy 250 milionów egzemplarzy na całym świecie! A teraz refleksja - Stonesi nie byli w przeszłości, ani obecnie, mymi faworytami, a ceniłem i słuchałem z płyt przywożonych z Zapada przez znajomego szablistę, Bogdana Ruteckiego, takie zespoły jak: The Beatles, Led Zeppelin, Cream, Ten Years After, czy Pink Floyd, nie mówiąc o genialnych jazzmanach - Johnie Coltrane, Dizzy Gillespiem, Wayne Shorterze, czy Milesie Daviesie, tak... I to by było tyle, resztę wydziobały gile, wyskrobały czarne wdowy i zasypały kamienie spadające na ziemię (Ulro, zresztą)!

                                                                       *

Antoni Kozłowski

Zobacz galerię zdjęć:

Publicysta, poetą bywa, scenarzysta, satyryk radykalny, performer, fotograf i malarz. Humanista prywatnego sznytu, bez dyplomów, członek SDP. Od lat żyje w osobnej strefie dążenia do ludzkiej prawdy (czym jest Prawda?) poprzez dialog i introspekcję. Niezależny opozycjonista czasów PRL, inwalida po represjach komuszych. Mentalnie krzepki, czynny twórczo, uzależniony od życia, jako bezcennej przygody poznawczej, ale fizycznie - wrak życiowy. Pomimo tego - rasowy Trikster, szyderczo portretujący zło, poszukujący wytrwale dobra w wymiarze prywatnym i Ojczyzny Solidarnej. Patriota i obywatel, gardzi politycznym szambem i aktywnością "replik targowiczan" w starciu z "ministrantami" w spektaklu nad Wisłą. Współzałożyciel stowarzyszenia "Nasz Polski Dom", działającego na rzecz kultury polskiej i wsparcia potrzebujących... I tyle, aż tyle! Resztę pożarły gile, a koszatniczki schowały do piczki, o rety, minarety!

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura