Wilk Miejski Wilk Miejski
177
BLOG

Święta nie jedno imię mają, ale człowieczeństwo budzą, nie usypiają...

Wilk Miejski Wilk Miejski Święta, rocznice Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

 

 

Z chwilą, gdy próbujesz zozumiec Boga
zapominając, że wystarczy Go kochać,
tracisz możliwość dotarcia do Niego.


Mehr Boba

 

Szczęśliwa nocy,
w którą się nam rodzi dzień jasny,
światło wszystkiemu stworzeniu,
I w której brudach i okropnym cieniu
słońce jaśniejsze
nad codzienne wschodzi.


Jan Andrzej Morsztyn

 

Myślę o każdych zbliżających się
dniach Bożego Narodzenia -
niezależnie od czci, jaka budzi w nas
sama nazwa tych świąt oraz ich istota,
(....) jako o dniach błogich,
dniach przepełnionych dobrocią,
duchem miłosierdzia,
dniach radosnych. (...)


Karol Dickens

 

 

Pierwsze Święta w okupowanej Warszawie 1939

Zima roku 1939 była szczególnie trudna. Po przegranej wojnie Polacy znaleźli się pod władzą, która od samego początku dawała im do zrozumienia, że czas okupacji będzie dla podbitych czasem Gehenny, czas trwogi o życie i skrajnej biedy. Wiele rodzin straciło na wojnie swoich bliskich, tak wojskowych jak i cywili, więc panowała ogólna żałoba. Na ulicach Warszawy nie trudno było zauważyć, że miasto przetrwało długie oblężenie, podczas którego nie było oszczędzane, było niszczone i mordowane. Ludzie zaczynali uczyć się nowego życia. Tak więc z jednej strony społeczeństwo było przygnębione, ale z drugiej jednak ciągle gdzieś tam tkwiła nadzieja, że już na wiosnę Anglia z Francją ruszą na Niemcy i wojna skończy się równie szybko jak się zaczęła. O święta naiwności...

W takich nastrojach przystępowano do pierwszych świąt bożonarodzeniowych pod okupacją. O tym jak spędzano same święta w przeciętnym warszawskim domu pisał Andrzej Świętochowski, od stycznia 1943 ronu żołnierz KeDywu Okręgu Warszawa AK:

„Święta 1939 roku zapowiadają się bardzo biednie. Nie ma żywności i pieniędzy, ja moimi sankami zarabiam niewiele, ojciec dopiero wrócił z tułaczki. Na parę dni przed świętami, ktoś dzwoni do drzwi, otwieramy, a w drzwiach stoi, jak święty Mikołaj, starszy brat mojej mamy, wuj Staś Kowalski, w kożuchu, filcowych butach i futrzanej czapie na głowie. Okazuje się, że siostra mojej mamy, ciocia Zosia, wysłała go wraz z furmanem z Podębia, wozem pełnym prowiantu. Przebyli w czasie mrozu 80 kilometrów i na drugi dzień pojechali z powrotem. Mamy więc żywność, nawet o tym nie marzyliśmy, mama dzieli się ze znajomymi, którzy również są w biedzie i Święta wydają się dostatnie i spokojne”.

Podczas tych pierwszych, okupacyjnych świat Bożego Narodzenia Warszawa już wiedziała o aresztowaniu prezydenta Starzyńskiego. Ale to nie koniec wieści hiobowych, bowiem w nocy z 26 na 27 grudnia w podwarszawskim Wawrze Niemcy w odwecie za śmierć dwóch podoficerów niemieckich, którzy zostali zabici, ale nie w akcji zbrojnej, ale zamordowani przez zwyczajnych bandytów, rozstrzelali 106 mężczyzn. Nieliczne, półlegalne koncerty nie mogły w żaden sposób przesłonić gorzkich i tragicznych wydarzeń tego pierwszego okupacyjnego grudnia...

 

Jak świętują amerykanie

W Stanach Zjednoczonych, czyli USA, obchody świąt Bożego Narodzenia rozpoczyna pierwsza sobota grudnia, kiedy wieczorem odwiedza się przyjaciół. Każdy amerykański dom jest w weekendy domem otwartym. Gospodarze o ty wiedzą i są przygotowani. Znajomi mogą przyjść i zjeść kolację, której tradycyjnym daniem jest pieczony indyk. Domy i krzewy przyozdabiane są świecącymi dekoracjami, a na drzwiach zawiesza się świerkowe wieńce z czerwonymi kokardami. Ponoć czerwień dekoracji Easter i kubraku Santa Claus wylansowała Shit - Cola, zaś konkurencyjne barwy, to granat stosowany przez Piepszyć. Wigilię przeżywa się w gronie najbliższych, często przy choince, ale też pod jemiołą i przy świątecznych wieńcach. Rodzina spotyka się na śniadaniu świątecznym, po którym rozpakowuje się ułożone pod choinką prezenty. Niestety, to też w USA narodził się konsumpcyjny model świętowanie Easter, powierzchowny i bezrefleksyjny, który wielki pisarz amerykański William Faulkner nazwał "składaniem pokłonów przed złotym cielcem", bowiem to zysk ze sprzedaży świątecznych gadżetów, a nie atmosfera ludzkiego zbratania, wzięły górę w tym odrtym dziś z sacrum wydarzeniu, niestety!

 

Gdańscy ewangelicy świętują

Doktor Marcin Luter po spaleniu papieskiej bulli nakazywał, aby obchody Bożego Narodzenia nie składały się z „papieskich przedstawień”, ale „chrześcijańskiej” mszy św., upamiętniającej zbawczą ofiarę Chrystusa. Msza św. odprawiana podczas Bożego Narodzenia miała być tylko „uczynkiem” ofiarnym, dokonanym przez człowieka wobec wszechpotężnego Boga. Nie możemy się dziwić, że niemal natychmiast zareagowali kapłani – wierni Kościołowi Katolickiemu – propagując żarliwie tradycyjne obrządki bożonarodzeniowe.

W Gdańsku w I poł. XVI wieku powstała konspiracyjna organizacja kapłanów, roznosząca komunię św. podczas świąt Bożego Narodzenia. Katolicy spowiadali się do uszu spowiednika, zaś luteranie musieli swoje grzechy objawiać publicznie swoim bliźnim, zgromadzonym w prezbiterium kościoła NMP, św. Bartłomieja, św. Katarzyny, czy św. Barbary. Tedy czas Bożego Narodzenia stawał się czasem „niebezpiecznym”, bowiem ujawniał grzechy patrycjuszy i kładł cień na ich prestiż społeczny…

Wybitny znawca „występków” braci w Chrystusie, Adam Gdacjusz, w takich słowach piętnował „zatwardziałość papistów”, czyli katolików i tolerancję wyznawców Lutra wobec „guseł”, uprawianych przez innych chrześcijan: „Cóż na to rzekną nasi niektórzy zapamiętali chrześcijanie, którzy na Wigilię rozmaitych guseł, czarów i zabobonów używać będą. Nawarzą potem w drugim domu potraw rozmaitych i z nimi to nie wiem jakie gusła stroić będą, kiedy od każdej potrawy bydlętu jeść dadzą. A kiedy ich spytasz, czemu to czynią? Tedy odpowiedzą, że temu bydłu, które takowe potrawy w Wigilię warzone jada, czarownice i guślarki szkodzić nie mogą”.

Gdańscy luteranie podczas świąt Bożego Narodzenia uczestniczyli w swoich kościołach w nabożeństwach, połączonych ze śpiewami i muzyką organową. Wierni składali pastorowi życzenia, ten zaś odwiedzał domy najuboższych, aby nieść im duchowe i materialne wsparcie. Pomiędzy katolikami a luteranami podczas świąt Bożego Narodzenia dochodziło do swoistej „licytacji” w wystawności nabożeństw, co ukazują następujące słowa dyplomaty francuskiego, Karola Ogiera z 25 grudnia 1635 roku: „Pobożnie, jak przystoi chrześcijanom, przepędziliśmy Boże Narodzenie. Rano byliśmy na nabożeństwie niemieckim i nieśli świece w procesji z Najświętszym Sakramentem, a potem przystąpiliśmy podczas uroczystej mszy do Najświętszego Stołu Pańskiego. Po śniadaniu byliśmy na nieszporach i znów na procesji, na której były wielkie tłumy, tak Polaków jak Niemców. Równocześnie luteranie w farze (kościele Mariackim) odprawiali swoje modły, wśród wielkich śpiewów i muzyki organów i inszych instrumentów, co przeciągało się aż do nocy. Z powodu nabożeństw temu dniowi należnych nie mogłem być tam obecny, choć pragnąłem tego przede wszystkim dla tej muzyki”.

Pobożny katolik Karol Ogier podczas świątecznych dni nie miał czasu odwiedzić „heretyckich” świątyń, w których pastorzy głosili kazania o duchowym nawróceniu. Potępiali oni obżarstwo i opilstwo (rozwijające się wśród luteran za przykładem Sarmatów) oraz pokrewne im grzechy. Gdańscy luteranie, stanowiący, jak wspomniano, około 70% ludności Miasta, traktowali czas świąteczny jako okres rozwoju życia towarzyskiego, bynajmniej nie pokuty i ascezy. Gospody cechowe wypełniali rzemieślnicy, bogacze ucztowali oczywiście we Dworze Artusa, zaś biedota raczyła się w obskurnych szynkach Starego Przedmieścia, Dolnego Miasta lub Osieka. Pastor Adam Gdacjusz miał więc ważny – moralny – wątek do swojego kazania: „Gdyż wiem, że Zbawiciel nasz, Pan Jezus, przez najświętsze Narodzenie swoje przyjdzie i na radości duchowej, która się w sercu każdego pobożnego chrześcijanina wznieca i rozmnażać ma, nabawi wedle onych słów Anioła Pańskiego, który do pastuszków betlejemskich mówi: «Oto oznajmuję wam wesele wielkie.»”.

Kazania świąteczne pastora Gdacjusza nawiązywały do mów Piotra Skargi, gdyż luteranów i katolików łączył kult narodzin Chrystusa, Zbawcy i Mesjasza, zaś dzielił kult maryjny, całkowicie nie znany i nie praktykowany w protestantyzmie.

 

Frontowa Gwiazdka AD 1914

24 grudnia tego roku, korzystając z przestoju w wymianie ognia, niemieccy żołnierze postanowili udekorować lampkami teren okalający zajmowane przez nich okopy. Według relacji, od godzin wieczornych do północy, pozycje zajmowane przez Niemców rozbłysły jaskrawym światłem. Przed okopami ustawiono bożonarodzeniowe choinki przystrojone zapalonymi świeczkami. Ku zdziwieniu Brytyjczyków Niemcy zaczęli głośno śpiewać kolędę „Cicha noc” (niem. Stille Nacht). Po chwili, w rytm tej samej melodii, po angielsku zaśpiewali Brytyjczycy (według jednej z relacji jako pierwsi kolędowali walijscy fizylierzy). Słysząc odzew z naprzeciwka niemieccy żołnierzy zaczęli spontanicznie wychodzić z okopów i kierować się w stronę Brytyjczyków. Skonsternowani żołnierze brytyjscy, pomimo bezwzględnego zakazu opuszczania pozycji bez rozkazu (co groziło surowymi karami), widząc zbliżających się i śpiewających kolędy Niemców, także zaczęli wychodzić z ukrycia. Do spotkań żołnierzy doszło między nieprzyjacielskimi okopami, na tzw. pasie ziemi niczyjej. Żołnierze wymieniali uściski dłoni, składali sobie życzenia świąteczne, a także obdarowywali prezentami. Wrogom, których jeszcze dzień wcześniej nie zawahano by się zastrzelić, w wigilijną noc wręczano, oprócz alkoholu, tytoniu i słodyczy, także rzeczy osobiste, jak np. kapelusze. Wielu uczestników rozejmu wznosiło toasty za zdrowie służących w obcych armiach żołnierzy.

Brytyjski kapral John Ferguson tak oto zapamiętał opisywane wydarzenia:

„Rozmawialiśmy, jakbyśmy znali się od lat. Staliśmy przed niemieckimi zasiekami z drutu kolczastego; otaczali nas Niemcy (...). Cóż za widok – grupki Niemców i Brytyjczyków utworzyły się na prawie całej długości naszego frontu! Z ciemności mogliśmy usłyszeć śmiech i zobaczyć rozpalone zapałki, gdy jakiś Niemiec podpalał Szkotowi papierosa i na odwrót”. Na froncie w pobliżu Ypres ucichły armaty, a delegacje oficerów poszczególnych armii także obdarowały się prezentami – Niemcy ofiarowali Brytyjczykom beczkę piwa, ci zaś odwdzięczyli się im typowo angielskim deserem – puddingiem śliwkowym. Były także zawody sportowe. Jeden z meczów rozegrany w typowo zimowej aurze w pobliżu Armentieres według świadectw żołnierzy zakończył się zwycięstwem Niemców nad Brytyjczykami 3:2. Według szacunków w nieoficjalnym rozejmie uczestniczyło nawet ok. 100 tys. alianckich i niemieckich żołnierzy. Ostatni żyjący uczestnik opisywanych wydarzeń, Szkot Alfred Anderson zmarł 21 listopada 2005 r. w wieku 109 lat.

Jako smutne memento tego wydarzenia warto dodać, że sztab brytyjski ocenił wydarzenie jako „zdradę” ojczyzny”, horrendalne złamanie dyscypliny, a sądy wojenne wydały ok. 1500 wyroków śmierci! Jakim koszmarem, zniesieniem odruchów ludzkich, jest każda wojna! Tylko nie ta – karnawału z postem!

 

Święta w dalekiej Boliwii

Indianie w Boliwii nazywają Boże Narodzenie „Świętem Dzieciątka Zbawiciela”, o czym zapewne wie nasz globtroter, Wojtek Cejrowski. Budują szopki i umieszczają w nich postacie ludzi i zwierząt. W dniu 24 grudnia całe rodziny, z gromadą dzieci, wyruszają w pochodzie w stronę kościoła. Każdy niesie swoje Dzieciątko, specjalnie przygotowaną i ubraną lalkę. Po mszy świętej ustawiają się w długim szeregu i czekają na poświęcenie owych figurek. Kiedy to nastąpi, wracają przy dźwiękach muzyki do swych domów. Śpiewają kolędę: Ta noc jest najpiękniejsza i nie można przy niej spać. Śpiewy i tańce trwają aż do rana. Dla Indian nie ma święta bez rytmicznych tańców – jest to także forma ich modlitwy, co "uczeni w piśmie" nazywają medytacją w ruchu...

 

Wigilia na Syberii

Wszyscy, tak mniemam, pamiętamy słowa songu Jacka Kaczmarskiego "Wigilia na Syberii", przejmującej opowieści, jak to w realiach katorgi polscy zesłańcy z wielkim trudem i inwencją organizuję syberyjską Wigilię, krótkie mgnienie ciepła ludzkiego, solidarności i braterstwa w realiach lodowatego, ruskiego Interioru, lodowej paszczy pożerającej miliony istnień ludzkich...

W pamiętnikach polskiego Sybiraka, Jana Konopielko, czytamy o Świętach spędzonych w łagrze:

"Swoje święta, jak: Wielkanoc i Boże Narodzenie spędzałem przeważnie wieczorem po pracy. Siadałem gdzieś w kąciku nary, wyjmowałem dwie pajki chleba po 350 gram i dwie porcje cukru po 27 gram. Wszystko to układałem na białym ręczniku i stawiałem blaszaną miseczkę kawy. Osładzałem ją jedną porcją cukru, a drugą porcją posypywałem już pokrojony chleb.
Żegnałem się i zacząłem spożywać swoje zaoszczędzone dary w ciągu ostatniego dnia. Myślami byłem wśród żony i synów, rodziców, braci i sióstr. Jak oni spędzają ten wieczór – czy są zdrowi i żywi. Jak upływa życie kochanej żonie i kochanym synom? Z pewnością lepiej niż mnie. Pragnąłem, żeby wytrzymali to nieszczęście. (…)
Wigilijną wieczerzę Bożego Narodzenia 1948 roku kończę. Wszystek chleb ocukrzony zjedzony i wypita słodka kawa. Zasypiam z myślami, że jestem z Wami.
Prawie każde święta Wielkanocne i Bożego Narodzenia upływały mi na wspomnieniach o Was, Kochani. (…) Tak upływały mi dni świąt, że zawsze zalewałem się gorzkimi łzami".

Jest to tak wzruszający, pełen spokoju, ale też wewnętrznego bólu, że każdy komentarz tu zbędny. Życzmy jednak sobie, aby takie święta były dla nas definitywną, nieodwracalną historią...

Barbara Skarga, więźniarka syberyjskich łagrów, później profesor filozofii, tak wspominała Wigilię w obozie:

"(…) W barakach siedziałyśmy po 60 kobiet. Panował gwar, wciąż wybuchały kłótnie. Rosjanki nie obchodziły świąt. Wszystko, co mogłyśmy zrobić, to z kilkoma Polkami i Litwinkami gdzieś w kącie baraku złożyć sobie po cichu życzenia. Nie było się nawet czym połamać, bo nie było opłatka. Czarny chleb rzadko dotrwał do wieczora, bo każdy był okropnie głodny i szybko go zjadał.

Czego sobie życzyłyśmy? Żeby odzyskać wolność i wrócić do kraju.

Tylko raz udało mi się świętować Wigilię w obozie w Uchcie na Syberii. Było to w 1948 r., kiedy dostałam pracę jako pielęgniarka w obozowym szpitalu. W tajemnicy zebrało się kilka osób. Na szpitalnym tranie usmażyliśmy rybę, którą Rosjanie nazywali sazan. To był nie lada przysmak dla głodnych ludzi. Wróżyliśmy sobie z podartego papieru. Przez moment było nam wesoło.(…)

Człowiek myślał, żeby się umyć i szybko położyć się spać, odpocząć, zachować zdrowie, przeżyć. (…) Wokół nas Głodny Step, śnieg po horyzont. Liche baraki, drut kolczasty. Takie były moje syberyjskie święta".

Tym heroicznym ludziom żyjącym w skrajnie nieludzkich warunkach ciężko było wspominać Święta spędzone przed wojną. W warunkach obozowej rzeczywistości, wyniszczającej pracy ponad ludzkie siły, upodlenia i wszechobecnego głodu, wydawały się wręcz nierealnym, baśniowym wspomnieniem, ale też potężną dawką nadziei, która kumulowana w sercach zesłańców pozwalała przetrwać piekło na ziemi.

 

Jak kolędują Austriacy

W Austrii przygotowania do świąt trwają cztery tygodnie, podczas których w domach zawiesza się zielone gałązki jedliny przystrojone fioletowymi wstążkami i czterema świeczkami. W Wigilię o godzinie siedemnastej w domach dzwoni dzwoneczek i oznajmia, że nastał czas kolacji i prezentów, zastępujący nasze wypatrywanie pierwszej gwiazdki. O północy dzwonią kościelne dzwony i rozpoczyna się Pasterka. W Austrii znany jest obyczaj przygotowywania szopki, rodem z Galicji, czyli figurek Świętej Rodziny i małego Jezusa. Jedna z najpiękniejszych kolęd świata „Cicha noc, święta noc” (Stille Naht, Heilege Naht) powstała właśnie tam, w małej wiosce koło Salzburga w grudniu 1988 roku, zaś bardzo lubili ją śpiewać Niemcy, nie powiem jacy i gdzie, mamy czas pojednania, na co dzień pamiętajmy o tym, czego uczy magistra vita, czyli historia...

 

Otwarty Gdańsk miał wyjątki…

Gdańsk od wieków był miastem otwartym na wpływy wszelkich europejskich tradycji kulturowych, a także różnorakich wyznań religijnych. Ta obyczajowa różnorodność kontrastowała zasadniczo z nietolerancją religijną i ksenofobią, które stały się nagminną postawą społeczną w Rzeczypospolitej epoki Wazów. Słynną polską tolerancję czasów jagiellońskich XVI wieku, „Złotego wieku”, wieku rozwoju kultury i myśli demokratycznej, zniszczyły obsesyjne zapędy kontrreformacji i sprowadzenie jezuitów do Polski. Natomiast w Gdańsku, w drodze naturalnej ekspansji wyznaniowej, a nie prześladowań religijnych, ustaliła się taka proporcja, iż od XVI wieku luteranizm był wyznaniem ok. 70% mieszkańców Gdańska, zaś pozostałe wyznania żyły pod niebem Gdańska z „lutrami” w zgodzie, choć tarcia obyczajowe, jednak nie częste, także się zdarzały.

Wyjątek stanowili tu wyznawcy religii mojżeszowej, którzy decyzją luterańskiej Rady Miejskiej zostali wysiedleni poza mury miejskie. Ten akt relegacji nie miał charakteru prześladowania religijnego, ale czysto ekonomiczny. Z podobnych pobudek, eliminacji konkurencji, z Gdańska wtdalono licznych rzemieślników, zaminiając ich w przedmiejskich "partaczy", co nie znaczy, że ich wyroby były marne, ale pracowali poza zrzeszeniem cechowym. Gminy żydowskie znajdowały się na terenie gdańskich przedmieść: Starych Szkotów, Biskupiej Górki, Winnicy, Chmielnik czy też na terenie Wrzeszcza oraz gmin Diabełkowo i Studzienka.

Wyznawcy mozaizmu mogli jednak prowadzić kantory szlacheckie na Wyspie Spichrzów przez okrągły rok, zaś do Gdańska mogli zjeżdżać na czas Jarmarku Dominikańskiego. Prawo do miejskiego obywatelstwa uzyskali mozaiści w czasie panowania pruskiego w 1842 roku.

Ortodoksyjny judaizm nie uznaje boskości Jezusa, traktując go jako proroka i oczekując wytrwale na nadejście prawdziwego Mesjasza. Żydowskie święto Chanuka, przypadające w okresie zbliżonym do Bożego Narodzenia, nie ma niczego wspólnego z radością z narodzin Mesjasza. Jego charakter nie jest związany także z rytmem Natury, a więc z zimowym przesileniem słonecznym. To święto upamiętnia zdobycie i oczyszczenie Świątyni Jerozolimskiej przez Machabeuszy – powstańców z 164 r. p.n.e. Usunęli oni ze świątyni kult Zeusa, zaprowadzony przez hellenistyczną dynastię Seleucydów, władającą wówczas Judeą. Chanuka jest świętem oczyszczenia, odnowienia, przywrócenia dawnego porządku. Zwane też bywa „świętem świeczek”. Tylko w zewnętrznej symbolice jest podobne do chrześcijańskiego Bożego Narodzenia.

Kiedy Żydzi rozpalili menorę resztkami oliwy, zdarzył się cud - menora paliła się bezustannie przez osiem dni. Dlatego też świętuje się Chanukę przez osiem dni, zapalając świece każdego dnia, a zaczynając od jednej pierwszego dnia, i zapalając osiem w dniu ostatnim, dlatego świecznik chanukowy ma osiem ramion. Kolejną konsekwencją cudu związanego z oliwą jest zwyczaj jedzenia podczas Chanuki tłustych, "oleistych" potraw. Warto zwrócić szczególną uwagę na latkes, placki ziemniaczane oraz pączki. Dziś święto Chanuki obchodzone jest w odnowionej synagodze we Wrzeszczu.

 

Tradycje słowiańskie na Pomorzu

Wypada powiedzieć słów parę także o świętowaniu naszych słowiańskich przodków, usadowionych przed wiekami u ujścia Wisły. Zanim chrześcijaństwo dokonało religijnej „zmiany warty” u wrót ludzkiego, spragnionego Boskiego wsparcia umysłu, na naszej ziemi czczono też Światłość Świata, lecz pod postacią dysku słonecznego. Jego boską personifikacją był na naszych ziemiach Świętowit lub Światowid, ale najpewniej – Perun, władca niebios i kowal dającego światło dysku słonecznego, a także uosobienie władzy i męskich ambicji wojennych. Przesilenie zimowe, powrót słonecznego światła i nadziei na odrodzenie świata, czczony był u Słowian jako Szczodre Gody – czas radości ze zmartwychwstania mocy światła, która nie uległa mrocznemu „smokowi chaosu”.

W ten czas ucztowano i palono światła, aby dać wyraz świątecznej radości. Najpierw czyniono to po cmentarzach, aby kontaktować się z duchami przodków, uczyć się od nich mądrości zycia, a potem uczty przeniesiono pod dach, do domostw, choć o zmarłych i ich duchach, nawi, pamiętać wypadało, lać do ognia w ich intencji miód fermentowany, spopielać podpłomyki, kołacze i makutry, zabiegać o ich wsparcie, przebłagiwać ich ciągoty do „nawiedzania”. Tak, więc ogień, pamięć o zmarłych, ofiary w ich intencji, obfite jadło, życzenia odrodzenia życia i siły ludzkiej zaradności wobec „lodowych kłów” zimy. Solarna religia dawnych Słowian też czciła na pewno ów dzień stosownym obrzędem sakralnym, bo było to bez wątpienia jedno z ważniejszych świąt w ich cyklu Natury. Jak czczono go w dawnym grodzie nad Motławą, nie wiemy i znikąd się nie dowiemy, zaś pamiątki po czasach pogańskich zostały zniszczone przez wyznawców chrześcijaństwa, jako „szatańskie”, co na pewno nie przynosi im chwały (!!!).

Pokrewieństwa z prasłowiańskim obrządkiem, odtwarzającym symbolicznie zwycięstwo słonecznej światłości nad smokiem zimowego mroku, można dopatrywać się także w szwedzkiej Nocy św. Łucji, czyli dawnej Luksji, patronki światła. To symboliczne święto „zmartwychwstania światła” w północnej Skandynawii jest wyrazem podskórnej jedności wszystkich wierzeń religijnych w Europie.

 

Podsumowanie i przesłanie

Wszyscy jesteśmy dziećmi jednego, niepojętego Creator ex nihili - „Kosmicznego Ojcamatki” (mistyczne dwa w jednym, yang i in, coincydentio opositorium, żywioły duchowe tworzące Pełnię), choć zakładamy owej tajemnicy różnorakie maski i różnymi palcami wskazujemy na różne postacie bogów, męskie i żeńskie. Ale On jest jeden, tak podpowiada intuicja, w tym utwierdzają stany ekstatyczne, naturalne i ewokowane roślinnie – choć zakryty, to prawdziwy, Poruszyciel wszystkiego, Wielki Program Kosmicznej Kreacji, cud rozwoju i obumierania dla zmartwychwstania, Rozum Kosmiczny, co wszystkiemu, od galaktyk do atomu i spinu elektronu daje sens i cel istnienia, o tak! Niestety, każda religia ma „patent na prawdę”, a jej wyznawcy wierzą w „jedynie prawdziwego boga”, a innym tego patentu nie dozwalają obnosić…

Dla przykładu. Drastycznego przykładu tej patologii! Na Bliskim Wschodzie giną okrutnie z rąk islamistów wschodni chrześcijanie, Koptowie, Prawosławni, Maronici, Chaldejczycy, Ormianie, Grekokatolicy, Jezydzi, Oni wszyscy, nasi bracia w wyznaniu, giną w okrutnych męczarniach masowo mordowani! Co daje wyznawcom islamu poczucie wyższości i podstawę do pogardy i niechęci wobec innowierców? Nakaz Mahometa, że jeśli innowierca nie uwierzy w Allaha, godzien jest śmierci! Przeświadczenie to, wbijane w głowę przez mułłów i muezinów, przeradza się w okrutną, bestialską jatkę, ale Europa, niby oświecona i humanitarna, odwraca się plecami. Deliberuje o „przydziale pogłowia imigrantów” na kraj w trybie „nakazowo – rozdzielczym, zapomina o rzezi chrześcijan, wspiera „socjalami” zamaskowanych, uśpionych terrorystów, którzy w podzięce, za frajerstwo ideologów multikulturystów, wjeżdżają ciężarówkami w tłumy niewinnych ludzi, bo oni są chrześcijanami, psami niewiernymi! Jak długo jeszcze będziemy tkwili w tym mentalnym stuporze, w tm zamrożeniu serc i otwieraniu drzwi Domu dla islamskiej szarańczy, no jak długo? Na zegarze historii bije ultima forsan!

Nasze dziedzictwo wywodzi się z tradycji chrześcijańskiej, chrześcijańskiego miłosierdzie (nie będę tu analizował zbrodni Watykanu, nie miejsce, to już historia, ale zbrodnie islamu, to teraźniejszość!), zatem to tej tradycji zawdzięczamy to, że teraz na Zachodzie niektórzy „marksiści kulturowi”, zwłaszcza Ci wyhodowani za dolary KGB w latach 60-tych, mogą pozwolić sobie na ateizm, a nawet na chamskie kontestowanie chrześcijaństwa, na coś co wielu nazywa „wolnością”, a jest zbydlęceniem obyczajów, „samowolą” godzącą w wartości i zasady innych ludzi. Jednak nasza tradycja, nasze korzenie są w chrześcijaństwie i tej tradycji jesteśmy coś winni, za to, że stworzyła świat cywilizacji śródziemnomorskiej. W imię tej tradycji i wartości, praw człowieka i w podzięce za „wolność”, jaką wypracowało przez wieki chrześcijaństwo, naszym obowiązkiem jest ująć się za tymi ludźmi, obronić ich przed jawnym holokaustem. To UE razem z USA zburzyły pewną kruchą równowagę w tamtym regionie świata, którą zapewniali świeccy dyktatorzy. Ich upadek doprowadził do politycznego chaosu i bezkarnego ludobójstwa. To nasze, czyli „postępowego Zachodu” naprawianie świata, owo niesienie „kagańca demokracji”, faryzejskie „dobre chęci”, doprowadziły do bezprawia i tragedii tych ludzi! Ich krew w pewnym stopniu plami nasze ręce, ręce biernych, ręce sytych i zadowolonych, nieczułych na tragedię "gdzieś daleko". Czas się przebudzić, bowiem Europa, to nie pępek świata, wszyscy jesteśmy, rozumni i otwartych serc, Rodziną Człowieczą, a tych wyrzuconych gwałtem i unicestwianych musimy bronić, jak własnego honoru i ludzkiej godności, ot co!.

Religie, wymysł kapłanów, narzędzie sterowania ludzkimi zachowaniami, na przestrzeni tysiącleci podzieliły świat, ku powszechnemu utrapieniu, niestety! Zatem wiedząc o tym, opuśćmy ten zaaranżowany przez cyniczne i pasożytnicze kasty kapłańskie (które to rabi Jehoshua ben Joseph nazywał „plemieniem żmijowym”!) wielki ring „powszechnej konfrontacji innowierców”, a teraz wielką orgię nienawiści, cuchnącą krwią niewinnych, wstąpmy w bezmiar ducha i morze ciepła serdecznego, rozbierzmy się z chałatów, galabiji, burnusów, burek, ancugów i surdutów wyznań, stańmy nadzy i niewinni w wielkiej Sali Pojednania Rodziny Człowieczej! Czy to realne, co? Zapewne tak, bowiem wszystko może się zdarzyć, jak umiemy inteligentnie uprawiać politykę, bo ona jest narzędziem przemiany "nierealnego w realne", jeśli umiemy marzyć i chcieć, bo z dobrego „chcenia” rośnie Dom Wspólnoty i schron od nienawiści zbawienia, ot co!

Uwierzmy, więc, że czas świąteczny, to okres zawieszenia swarów ideowych, ideologicznych wojen i animozji wszelkich, to pax dei, czyli pokój boży, bez „diabelskiej kuchni”, czas wyciągniętych dłoni i łagodnych serc, czas pojednania wszystkich ludzi dobrej woli, a dla tych nosicieli złej woli - znajdzie się też miejsce u żłobu, wśród bydlątek, bo może one właśnie nauczą ich w ten baśniowy czas ludzkiego głosu, a nie wściekłego szczekania, ot co! Toteż świętujmy wszyscy w duchu pojednania! W duchu wielości jednostek ludzkich i jednej, twórczej całości Najjaśniejszej Rzeczpospolitej! I pamiętajmy: furda KODchody, ideologiczne wzwody, SBckie jeremiady, ich postne obiady, histeryczne „łoża pluszowej boleści”, co rozumnym w pale się nie mieści, uliczne przepychanki i słowne połajanki, walki o sejmowe mównice i skrobane macice, ta cała naszczuta wojna polsko-polska (czytaj: polsko-psubracka), podziały i nienawiści, interes kieszeni prominentów, uwłaszczonych aparatczyków i medialnych SBków w szatki obrony demokracji ubrany (!!!), furda ten śmietnik, bo my, Polacy, swój rozum mamy!

A kto to? A to My, my jacy tacy - dziewczęta jak maliny, chłopcy chwaty, my Polacy, dzieci jednej Ojczyzny, ale wielu wyznań, wielu światopoglądów, wielu dróg do celu, pięknie różnorodni, w różnorodności duchowo płodni, a cel jeden mamy – Polskę budujemy, Polskę kochamy, a Psubracji przemóc się nie damy! Lecz nie chcemy dla niej umierać, ani po świecie się poniewierać, chcemy w niej żyć i dla niej w trudzie myśli i rąk świętować codzienny Cud Życia, o tak! A nie w folwarku państwa gnicia, SBków tuczenia, KODchodów wrzeszczenia, psubratów rebelii, politycznej mizerii, tak!! Pamiętajmy o tym, że "pluszowy majdanek", polityczny niewypał, może mieć jeszcze twarz "hardcorową", czyli pajacy mogą zastąpiś strzelcy, ci którzy nie zdali broni służbowej, nawet mówili już głośno o tej zamierzanej eskalacji, a więc powiedzieć wypada głośno - to już nie rewolucja pajacy, ta już skompromitowana, szukuje się druga faza, na sceną wchodzą ojcowie i resortowe dzieci, więc to już nie  żarty, to zagrożenie życia obywateli i destabilizacja państwa, a więc służby porządkowe do roboty, płacimy na to podatki!!!

Zatem bandytów pod lupę i... do paki, tak chłopaki, strzelcy i bezrobotni śledczy, Polska Ludowa w stanie likwidacji, a w Polsce tyle dla was miejsca, jak dla słonia w pudełku zapałek! Liczymy na to, że sprawiedliwośc dziejowa spuści bandytów i zdrajców w historycznym klozecie! A tych, medialnych piesków kanapowych i pajaców ulicznych, tych, co pod faryzejskim szyldem "obrony demoklracji", czyli "demokracji obalenia prób nieudolnych", teorii "pies, czyli kot", chcą nas podzielić, naszczuć na siebie, polskość skarykaturyzować, Ojczyznę naszą osłabić i ośmieszyć, czyli owych pachołków diabła (z greki Diabolos – podział, rozłam, rozdarcie) poinformujmy w te oto słowa: bije wasza godzina, finita la comedia, nie szanujecie porządnych ludzi, nie kochacie Polski, donosiecie na nią, zatem - wilczy bilet w garście, zdrajcy i kondotierzy, spier…cie do Brussell, do Moskwy, do Berlina, o tak! Niech Światło będzie z Nami, a mrok pochłonie wszystkie wszy na ojczystym łonie!

                                                                   *

AntoniK

Zobacz galerię zdjęć:

Publicysta, poetą bywa, scenarzysta, satyryk radykalny, performer, fotograf i malarz. Humanista prywatnego sznytu, bez dyplomów, członek SDP. Od lat żyje w osobnej strefie dążenia do ludzkiej prawdy (czym jest Prawda?) poprzez dialog i introspekcję. Niezależny opozycjonista czasów PRL, inwalida po represjach komuszych. Mentalnie krzepki, czynny twórczo, uzależniony od życia, jako bezcennej przygody poznawczej, ale fizycznie - wrak życiowy. Pomimo tego - rasowy Trikster, szyderczo portretujący zło, poszukujący wytrwale dobra w wymiarze prywatnym i Ojczyzny Solidarnej. Patriota i obywatel, gardzi politycznym szambem i aktywnością "replik targowiczan" w starciu z "ministrantami" w spektaklu nad Wisłą. Współzałożyciel stowarzyszenia "Nasz Polski Dom", działającego na rzecz kultury polskiej i wsparcia potrzebujących... I tyle, aż tyle! Resztę pożarły gile, a koszatniczki schowały do piczki, o rety, minarety!

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura