Wilk Miejski Wilk Miejski
295
BLOG

Destruktywna zmowa. Fragment opowieści inicjacyjnej "Leć motylu, leć...".

Wilk Miejski Wilk Miejski Społeczeństwo Obserwuj notkę 0



Zaprawdę wielka i niszczycielska jest zmowa chorej zależności pomiędzy matką a synem. Ta destruktywna zależność dotyczy zarówno banalnych przypadków uzależnienia neurotycznych młodzieńców od zachłannych uczuciowo i despotycznych matek, jak też słabych mentalnie ludzi władzy i pieniądza, od silnych kobiet, lub ich symbolicznych personifikacji, czyli ideologii, religii i ceremonii dla wtajemniczonych, a także postaw mentalnych wszelkiej maści duchownych eunuchów, którzy groteskową miłość do matki manifestują w akcie celibatu i fanatyzmu religijnego, oskarżających erotyzm, to źródło miłości życia i szacunku dla inności, o plugawość i występność. Ale konsekwencja tego stanu rzeczy jest straszna i brzemienna w skutki wiodące ku zniszczeniu cywilizacji. Zżerany poczuciem niepełności i duchową atrofią dorosły mężczyzna, a po prawdzie przywiązany mentalną pępowiną do matki “przenoszony embrion”, udowodnić musi sobie i światu, że jest tytanem, wielkorządcą i mocarzem ducha. Udowodnić musi, że jest mężczyzną, a nie chłopięciem wiecznie uzależnionym od hołubienia i bezwarunkowej miłości mamusi. Takiej także miłości wymaga od każdej kobiety, a rozczarowany, wpada w gniew i poniża ją, jako nie spełniającą jego egoistycznych mrzonek. Nienawidzi też świata, który staje mu "okoniem", nie jest "łatwy i przyjemny", jak ten serwowany przez mamusię. Dlatego też, z zemsty i dla wykazania się siłą, w “krwawej piaskownicy” polityki uprawia wojny, eksterminacje, stosuje nieludzki wyzysk słabych, godzi się na śmierć głodową milionów i bezduszne panowanie pieniądza nad odruchami serca, a także bez pardonu wydziera z łona Matki Ziemi surowce mineralne, lasy i pola niweluje pod fabryczne kolosy, zawraca biegi rzek, osusza morza, świątynie wznosi na Świętych Górach, czakramach Ziemi, buduje gułagi i krematoria, kopie doły wypełniane człowieczym, trupim mięsem i toczy jadowitą pianę ideologii i doktryn religijnych, wyrywa ludziom serca nadziei…

A wszystko to dzieje się dlatego, że słaby duchowo i przerażony swą słabością mężczyzna odgrywa ten teatr potęgi, aby zamaskować swą słąbość, zapomnieć, odepchnąć od siebie prawdziwy wizerunek swej infantylnej, niereformowalnej zależności od matki. Ale boi się także rozpoznania swej niepełności i oczywistej konieczności przezwyciężenia jej “heretycką” wiedzą. Bowiem tylko gnoza jest kluczem do wiedzy, nie bezmyślne dreptanie za rączkę wiedzionym przez kapłana w teatrzyku religii instytucjonalnej, w "jedynie słusznym" kierunku, do lasu kłamstwa. Ale gnoza jest zamknięta za bramami Raju, skąd ognisty miecz archanielski na rozkaz Pana Zastępów wypędził głodnego gnozy praojca Adama. Gnoza otwiera oczy, uczy rozpoznawać dobro, oddzielać je od zła, nawet jeśli to wilk przebrany w skórę baranka, uczy rozpoznawać fałszywych bogów, odróżniać Boskie Światło od demonicznej personifikacji zła pod szyldem boga. Zatem Gnoza, to ścieżka nielicznych, ekskluzywną drogą wybranych nie obawiających się ostracyzmu i prześladowań.  Wiemy to dobrze, że dla wielu serwowana w kapłańskim bufecie "Bozia" jest codzienną ucieczką lękających się Wiedzy, bowiem ona jest owocem "pychy i nieposłuszeństwa" i niemiła  mistrzowi „teatru jednego aktora”, owemu Panu Zastępów, Bogu Zazdrosnemu, Wycinaczowi Wrogów Narodu Wybranego, Wielkiemu Rzeźnikowi Ludów, Patronowi i Zaopatrzeniowcu w Dobra Ludu Swego, dla pokornych – zawsze dobrego, szczodrego, „Bozią” łagodną, sprawiedliwą i dobrotliwą się jawiący, z ust kapłanów spływający "cukrowanym obrazkiem", wizerunkiem fałszywym, umysły wyznawców zaciemniającym, uzależniającym od dogmatycznej, kapłańskiej kroplówki po kres dni wiernego, na paraliż umysłu chorego...

 Tedy ślepych na fakty i moralną ohydę, mających wygodnie oczy zamknięte na Prawdę kapłani „ubóstwionego Demona” uczą owych bezkrytycznych wyznawców rozpoznawać fałszywie, być ślepym na fakty, widzieć jeno teologiczne brednie, aby Prawdy nigdy nie dostrzec i okrucieństwo nazywać bezkrytycznie miłością, głupotę mądrością, kłamstwo prawdą, a nienawiść do innych dobrem swego narodu, szerzej – gromady wyznawców. I zawsze takiego religijnego oseska, przedszkolaka patriarchalnej optyki świata, strachem napełnia straszliwa wizja “dwujedności”, wielkiej unii między kobietą i mężczyzną, czyli odzyskanej Pełni. Lecz tylko w niej jest ludzka siła i godność życia. Zaś sfiksowana miłość do matki, szacunek dla Demonicznego, Mizogińskiego Ojca, a równoczesne odepchnięcie i pogarda dla innych kobiet, czyli “zlewów na spermę”, produktów z męskiego żebra poczynionych na mocy boskiego aktu kreacji, zaniechanie poznania ich słodkiej i pouczającej odmienności, niszczą tę magiczną perspektywę mocy i wartości życia. Tylko świat dojrzałego mężczyzny, wyzwolonego gnostyka jest partnerskim zaproszeniem dla kobiety, szacunkiem dla inności i tajemnicy natury. Świat dojrzałego mężczyzny i dojrzałej kobiety, jest teatrem prawdziwego dążenia do Pełni, jest światem wolnym od patronatu "Boga z Jajami", jest ojczyzną ludzi i innych istot czujących, oazą harmonii, a nie groteskową areną agresywnego odreagowywania neurotycznych kompleksów, pogardy i poczucia niższości...

Świat maminsynka pożąda zaś mitu założycielskiego cywilizacji, w którym absurdalne narodziny kobiety z żebra mężczyzny stanowią sankcję niekończącego się teatru łamania praw natury i tworzenia wynaturzonej formy życia ludzkiego, w opozycji do innych ras, religii i ziemskich gatunków. Ten sztuczny świat, ta żałosna atrapa konserwowana jest, często nieświadomie, przez głupotę oszalałych lub cynicznie czerpiących zyski z tego patologicznego stanu rzeczy kobiet, matek-kwok, właścicielek i admiratorek maminsynków, a wspiera to i rozbudowuje w demoniczną roślinę patologii społecznej, wygodnictwo miernych i zakompleksionych mężczyzn. I tak toczy się odwiecznie ten chory spektakl, gdyż maminsynek pożąda magicznego odczynienia swej niemocy i nicości duchowej, czyli efekciarskiego, brutalnego i ckliwego, patetycznego zarazem, pełnego marzeń o naskórkowym błogostanie i sytości w gromadzeniu dóbr, a de facto groteskowego i spodlonego życia. Jednakowoż fakt ten, dla bezkrytycznych konsumentów wygód i przywilejów cywilizacji fallokratycznej, cywilizacji judeochrześcijańskiej, z której pnia wyrasta najbardziej ofensywny, skrajnie zacietrzewiony i bezlitosny islam, jest czymś zwyczajnym i oczywistym, a więc wszelki krytycyzm, owo "podcinanie gałęzi" własnego dobrostanu i tradycyjnych, prestiżowych zachowań, jawi się im jako naiwność. Lecz akceptacja i obrona tego modelu życia, to już nie naiwność, ale pospolita głupota i podłość, a one są zawsze źródłem zła, bo zawsze sen zbiorowy kończy się masowym holokaustem...

Tak więc miast spokoju i drzemki przed szklanym ekranem, rzesze uśpionych tumanów poprowadzone będą na wojny, podpuszczone, jak psy, do kąsania innowierców lub zmuszone do czynów destruktywnych, które obrócą w proch oblicze Ziemi. Zaś rzesze kobiet, tych, co respektują nekrofilną cywilizację, bo przebiegle wiedzą, że świat kręci się wokół osi kutasa, osadzonej w ich cipie, są cichymi sprzymierzeńcami tej utajnionej, zabójczej zmowy. Bo przecież racjonalny w sferze cywilizacyjnych dokonań mężczyzna, w domenie uczuć jest sentymentalny i zależny od kobiety, jej słodyczy i oddania, czyli ekranu projekcji chorej miłości do matki. Jeśli tego nie ma, jest odwet i pogarda, jest burdel i płatna miłość, obsługa wedle oczekiwań nadąsanego maminsynka. I taki mechanizm działa od tysiącleci, jest gwarantem trwałości cywilizacji patriarchalnej, cywilizacji śmierci i cierpienia, gwałtem "czynienia sobie ziemi poddaną".

Oto klucz do zrozumienia motoru prawdziwej, nie papieskiej, “cywilizacji śmierci”, czyli wiedza, iż idol matki, postawiony pomiędzy mężczyzna i kobietą, czyni z bólu niespełnienia i połowiczności "żaru milości matki" w dorosłym partnerstwie, wielki wir destrukcji i owego toksycznego, fałszywego porządku, co pożera swych budowniczych, czyli masy ludowe. Lecz lepiej jest zginąć świadomie w walce o dojrzałość i wolność od przymusu uczestnictwa w martwym spektaklu, w zadawaniu śmierci lub cierpienia, być skazanym na zesłanie na puszczę milczenia, niż być zadeptanym w “światowej piaskownicy” przez chłoptysi z karabinem i bombą miast łopatki w ręku.

Bo przecież w tym “nibyżyciu”, w tym śnie na jawie, jesteśmy tylko zabawkami podłych i złośliwych maminsynków. Kapłanów, polityków, bankierów, szarych eminencji i czerwonych gnid, razwiedczyków i celebrantów NWO, kochanków platonicznych lub realnych swych matek, psich amatorów kobiet, zawsze nazywających je świniami i traktujących jak „zlewy na spermę”. Tkwimy bezwolnie i bezmyślnie we władzy pozbawionych mocy ducha, lecz obdarzonych mocą władzy, siłą armat i czołgów tudzież kontroli podwładnych, panów powszechnej inwigilacji i tępienia wizji alternatywnych, więc pędzimy tylko żywot automatów do produkcji łajna z chleba i kiełbasy...

Kiedy, więc, przyjdzie ten dzień, że “spadną nam z oczu zasłony” i dostrzeżemy w jasności zrozumienia, ukryty chytrze pod radosną tapetą, bezsens naszego znieprawionego życia? Kiedy dotrze do nas wieść hiobowa, że tańczymy martwy, chochołowy taniec do tumaniącej mantry dyrygenta “powszechnej konsumpcji”, Raju NWO i  “elektrowstrząsów” muzyki techno? Oby nie w chwili śmierci, kiedy demokratycznie – „każdy mądry”. Ale po tej “definitywnej szkodzie” nie można wcielać mądrości w życie ani Polak, Anglik, ani Żyd, Arab, ani Murzyn, bo życie jest także "istnieniem białka" i bez tego białkowego wehikułu nie ma nas na scenie życia, ot co!

*

Antoni Kozłowski

Zobacz galerię zdjęć:

Publicysta, poetą bywa, scenarzysta, satyryk radykalny, performer, fotograf i malarz. Humanista prywatnego sznytu, bez dyplomów, członek SDP. Od lat żyje w osobnej strefie dążenia do ludzkiej prawdy (czym jest Prawda?) poprzez dialog i introspekcję. Niezależny opozycjonista czasów PRL, inwalida po represjach komuszych. Mentalnie krzepki, czynny twórczo, uzależniony od życia, jako bezcennej przygody poznawczej, ale fizycznie - wrak życiowy. Pomimo tego - rasowy Trikster, szyderczo portretujący zło, poszukujący wytrwale dobra w wymiarze prywatnym i Ojczyzny Solidarnej. Patriota i obywatel, gardzi politycznym szambem i aktywnością "replik targowiczan" w starciu z "ministrantami" w spektaklu nad Wisłą. Współzałożyciel stowarzyszenia "Nasz Polski Dom", działającego na rzecz kultury polskiej i wsparcia potrzebujących... I tyle, aż tyle! Resztę pożarły gile, a koszatniczki schowały do piczki, o rety, minarety!

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo